Tomasz Leszczyński i Grzegorz Gębarowski z firmy Coffed opowiedzieli w jaki sposób polskie piece podbijają świat.
Firma zaczynała skromnie: od remontów zachodnich pieców do palenia kawy. Później pojawiło się pierwsze urządzenie własnej konstrukcji, mieszczące pięć kilogramów zielonej kawy. Właściciel firmy zakładał, że sprzeda ich kilka rocznie.
Tomasz Leszczyński i Grzegorz Gębarowski z firmy Coffed opowiadają szczerze o tym ile trzeba wydać na pierwszą palarnię, perspektywach kawowego rynku w Polsce oraz piecu palącym półtorej tony kawy na godzinę.
Do nagrania zaprosił nas Sebastian Siemion. Bardzo dziękujemy.
Strona Coffed
instagram.com/coffedroasters/
facebook.com/coffed.pila
Podcast dostępny we wszystkich aplikacjach do słuchania podcastów m.in. w Apple Podcasts
TRANSKRYPCJA PODCASTU
Paweł Kwiatkowski (P.K.): Widzę, że tak dość szeroko przedstawiamy branżę kawy. Mówiliśmy o samych kawach, o plantacjach, a teraz będzie o piecach.
Konrad Konstantynowicz (K.K.): To jest najważniejsze narzędzie. Taki hardware’owy łącznik numer jeden pomiędzy plantacją a filiżanką kawy. Później jeszcze ekspres ewentualnie gdzieś tam się przewija.
P.K.: Jeżeli przeglądacie fotorelacje z nagrań, to zobaczycie, że na przykład na zdjęciach w odcinku z Konradem jest Coffed, z Caffe Grano – również Coffed, dość popularny piec.
K.K.: Bracia Ziółkowscy – Coffed. Wielu naszych rozmówców używało lub używa tych pieców do kawy. A ja spojrzałem ostatnio na nasz piec, ponieważ w rozmowie pada stwierdzenie, że może być drugi, ale nasz piec ma numer zero jeden, więc nie wiem, czy nie jest pierwszy nawet.
P.K.: Serio?
K.K.: Tam jest później jakieś oznaczenie miesiąca. Jest tam napisane zero jeden, jedenaście coś tam dwa tysiące siedemnaście.
P.K.: Musimy dopytać.
K.K.: Myślisz, że mogę go wymienić na dwa nowe?
P.K.: Na dwa nowe? A jakie byś wolał? Piętnastki? Dwudziestki piątki?
K.K.: Może jeden taki, jeden taki. Nie, ja bym go jednak zostawił. Chyba że będą go chcieli wziąć do swego muzeum, tak jak robią to firmy motoryzacyjne, które mają później muzea ze swoimi wszystkimi modelami samochodów.
P.K.: To trzymaj.
K.K.: Dobra. To nasz Coffed nie jest na sprzedaż, jakby co.
P.K.: A do rozmowy zaprosiliśmy Tomasza Leszczyńskiego i Grzegorza Gębarowskiego.
K.K.: Z firmy Coffed z Piły – największego producenta pieców do kawy w Polsce, a może i nawet w tej części Europy.
P.K.: Tego dnia byli po prostu w pracy, a my mieliśmy okazję być u nich na produkcji i usiąść z nimi w biurze, porozmawiać, wypić kawę.
K.K.: Fajne jest to, że obejrzeliśmy całą halę produkcyjną – jedną z dwóch, ponieważ druga jest w innej części miasta – i mogliśmy wszędzie zajrzeć. Dla mnie imponujące było to, że oni bardzo dużo rzeczy robią sami. Stwierdzili na przykład, że te lakiernie, z którymi współpracowali, zrzucały ich zamówienia na koniec kolejki, nie były bowiem wystarczająco duże, zrobili więc swoją lakiernię i teraz sami lakierują obudowy. Można sobie wybrać kolor, a są one naprawdę fajne. Nad Zatokę Perską jadą na przykład teraz dwa ekspresy, które z daleka wyglądają jakby były w kolorze trochę takim kaki, piaskowym, a jak się przyjrzy im bliżej, przy świetle, to się okazuje, że one są jakby z brokatem podlakierowane. I wyglądają niesamowicie.
P.K.: To jest nowy kolor. Rozmawiałem o tym z Sebastianem, który akurat nie wystąpił w podcaście, ale też nam opowiadał o firmie i oprowadził nas po niej. To co, śledzimy rozwój, a was zapraszamy: posłuchajcie. Tomasz Leszczyński i Grzegorz Gębarowski z firmy Coffed opowiadają szczerze o tym ile trzeba wydać na pierwszą palarnię, perspektywach kawowego rynku w Polsce oraz piecu palącym półtorej tony kawy na godzinę.
Grzegorz Gębarowski (G.G.): Z Tomkiem chyba najdłużej pracujemy tutaj w firmie, ponieważ jesteśmy tu jednymi z pierwszych.
Tomasz Leszczyński (T.L.): Tak. Jesteśmy pracownikami, którzy tu chyba najdłużej pracują. Na pewno najdłużej.
G.G.: Z pewnością wszystkie szczeble przeszliśmy.
T.L.: Tak. Firma prosperuje od kilkunastu lat. Wcześniej zajmowała się remontami pieców. Taki dosyć mocny przełom nastąpił, gdy została zakupiona czy wybudowana hala tutaj, na Ceramicznej.
K.K.: Jesteśmy w Pile, Ceramiczna w Pile.
T.L.: Tak, jesteśmy w Pile na Ceramicznej. I wtedy nastąpił przełom w firmie, ponieważ z takich małych garażowych remontów pieców zaczęliśmy robić duże. Potem ceny używanych urządzeń do palenia kawy i problemy z ich dostępnością spowodowały, że musieliśmy wejść w coś swojego, w coś nowego. Naciski szefa, powolna, powolna praca poskutkowały tym, że zbudowaliśmy swoje urządzenia.
G.G.: Tak.
K.K.: I zaczynaliście od pięciokilowego pieca?
T.L.: Tak. Pierwszym naszym piecem była piątka, czyli SR5. Później wprowadziliśmy dwudziestkę piątkę. Potem była trójka, sześćdziesiątka i piętnastka. Taka była kolejność.
K.K.: Wcześniej, Konrad, rozmawialiśmy, że ty masz piec numer dwa?
K.K.: Tak mi się wydaje, że ma na tabliczce numer dwa.
G.G.: Konrad ma numer dwa, to jest… [śmiech].
T.L.: Niedługo będzie bardzo dużo warty [śmiech].
K.K.: Byłem takim beta-testerem, ale w ogóle to – o dziwo – te beta-testy przebiegły bardzo sprawnie, a piec działa od kilku lat bardzo intensywnie i trzyma się naprawdę zacnie. I przeżył dwie przeprowadzki.
G.G.: Bardzo nam miło słyszeć takie słowa.
T.L.: Tak, bardzo miło. Generalnie w piecach wprowadzamy ciągle tylko jakieś drobne poprawki. Może na początku tych poprawek było więcej, ale ponieważ generalnie wzorowaliśmy się na urządzeniach, które wcześniej remontowaliśmy, a wszystkie problemy, które pojawiały się w przypadku pieców używanych, spowodowały, że nabraliśmy dużego doświadczenia, i dzięki temu, że tych pieców remontowanych dosyć dużo przechodziło przez nasze ręce, nasz produkt wychodził już nie jako taki typowy prototyp, tylko urządzenie zbudowane w sposób przemyślany. Jego konstrukcja była oparta naprawdę na solidnych podporach i zbudowana na podstawie tego, co remontowaliśmy wcześniej.
G.G.: Tak. Ale tak naprawdę bardzo dużo pomagają nam też klienci.
T.L.: Bardzo dużo pytamy ich o opinie na temat urządzeń. Wszystko wprowadzamy stopniowo do produkcji i ulepszamy naszą ofertę.
K.K.: Ale na przykład taka piątka: widzę tutaj taką przed nami, za oknem stoi – siedzimy w takim segmencie biurowym, a za szybą stoi kilka waszych pieców – i ona faktycznie mocno się różni od tej naszej. To tak, jakby wziąć samochód sprzed dwóch liftingów.
T.L.: Tak, dokładnie tak.
G.G.: [śmiech] Trochę tak jest.
K.K.: Co więc w takim piecu zmieniliście? On wygląda inaczej, ale od strony technicznej są różnice?
T.L.: Tak. Kształt pieca jest dokładnie taki sam. Sercem pieca, wiadomo, jest dalej bęben. Samo sterowanie też pozostawiliśmy. Jedynie co, pierwsze z urządzeń nie miały podłączenia do Artisana, z którego dzisiaj bardzo dużo osób korzysta.
K.K.: Artisan to taki program, który pomaga w paleniu kawy i w zapisywaniu wypałów.
T.L.: Profili i możliwości odtwarzania, i tak dalej. Co wprowadziliśmy? Na pewno mieliśmy zrobiony ze złej strony próbnik. Trochę to utrudniało pracę i pobieranie próbek z pieca w czasie palenia. Zmieniliśmy zasyp. Pojawił się też delikatny problem z zaciąganiem ziaren przy dużym ciągu wentylatora. Co jeszcze?
G.G.: Wydaje mi się, że najistotniejsze było schowanie elektrycznej szafy. Zrobiliśmy to, ponieważ tak jakby odstawała.
T.L.: W tej chwili szafa ta jest ukryta w piecu. Przy wersji manualnej dołożyliśmy też pod laptopa półkę. I chyba to wszystko. Takich grubszych przeróbek raczej nie robiliśmy, generalnie bowiem te urządzenia od początku dosyć dobrze i fajnie działały. Musieliśmy jedynie zmienić jakieś tam komponenty. Rynek czasami wymusza brak dostępności danych części. W tej chwili mamy palnik nowego typu, ale to tylko wynika z tego, że producenci też zmieniają części. Niektóre są niedostępne, robimy więc tak, jak nam rynek pokazuje i jaka jest dostępność części.
K.K.: To może byśmy jeszcze tak w wersji dla początkujących opowiedzieli, jak w ogóle te piece działają? Łatwo bowiem powiedzieć: piec do palenia kawy, ale jeżeli ktoś go widział tylko na zdjęciu, to ciężko – mam wrażenie – wyobrazić mu sobie jego pracę. Mnie na przykład bardzo często ludzie pytają, ile piec zużywa prądu, ponieważ wydaje się im, że te piece są elektryczne.
T.L.: Nie. Piece, które produkujemy, są gazowe. Dlaczego nie elektryczne? Ponieważ mają one pewną wadę. Tą wadą jest bezwładność grzałek. Grzałka w piecu elektrycznym wolno się nagrzewa i wolno stygnie. A nam zależy na tym, żeby dosyć szybko reagować na to, co się dzieje z kawą, palnik gazowy ma zaś dużo większe możliwości w tym zakresie. Jak jest piec zbudowany? To urządzenie posiadające bęben, w którym kawa jest mieszana, obraca się.
K.K.: Można to sobie wyobrazić trochę jak taką pralkę, prawda?
T.L.: Tak. To jest taka, powiedzmy, pralka, w której jest bęben, do którego wsypuje się kawę, a od spodu jest palnik. Bardzo ważna rzecz: kiedyś piece miały bębny jednopłaszczowe, co powodowało, że kawa nagrzewała się od ich ścianek. Dzisiaj kawę palimy – w większości pieców oczywiście – poprzez przepływ gorącego powietrza, czyli pod bębnem znajduje się palnik gazowy, którym sterujemy. Gorące powietrze, które przepływa przez kawę, ogrzewa ją i w ten sposób jest ona wypalana. Mamy pełną regulację ciągu oraz obrotów bębna. Generalnie w piecu jest dużo elektroniki, co może się wydawać problematyczne, natomiast używamy japońskich części, raczej więc z elektroniką bardzo rzadko zdarzają się jakieś problemy.
K.K.: Ale jednak jest to taki najbardziej tradycyjny typ pieca, czyli piec gazowy bębnowy.
T.L.: Tak.
K.K.: I mimo że jest naszpikowany elektroniką, jeżeli ktoś by bardzo chciał, mógłby go używać analogowo, nie zapisując żadnych parametrów.
T.L.: Dokładnie.
K.K.: Po prostu odpalić gaz. Prąd jest oczywiście potrzebny, żeby kręcił silnikiem, ponieważ silniki są obracane elektrycznie, i można wypalać zupełnie analogowo, notując sobie ewentualnie parametry w notesie.
T.L.: Generalnie tak. Piec ma możliwość podłączenia do Artisana, gdzie te wszystkie parametry zapisują się w programie i można je automatycznie odtwarzać. Czyli można sobie profil o określonej wadze zasypu zapisać i go odtwarzać. Natomiast znaczna część klientów pali w sposób tradycyjny, na zapach, barwę, zupełnie ręcznie, nie podpinając żadnego zewnętrznego urządzenia.
K.K.: Tak? Naprawdę tak jest, że większość tak pali?
T.L.: Tak, jeszcze bardzo dużo klientów tak pali.
G.G.: Dużo klientów, tak.
K.K.: A to ciekawe.
T.L.: Generalnie wydaje się, że technologia idzie do przodu, ale jest też dużo osób, które od wielu lat palą w sposób tradycyjny, i te osoby nie korzystają z Artisana. Natomiast wszyscy, którzy dopiero wchodzą w biznes, świeże osoby w branży, zwłaszcza młode, niestety ale już potrzebują Artisana.
G.G.: To doświadczenie jednak trzeba zdobyć, a z tym Artisanem jest dużo łatwiej. Jest wykres, można się nim kierować. A jak ktoś nie ma doświadczenia, to wypalić sobie na zapach i kolor to ciężko.
P.K.: Ile takich pieców pracuje w Polsce?
G.G.: W Polsce? Ciężko powiedzieć. Może Tomek tu coś o Polsce?
T.L.: Może ja bardziej. Ale naszych czy w ogóle?
P.K.: Waszych.
T.L.: Generalnie w tej chwili między sto dwadzieścia pięć a sto trzydzieści. To są pracujące piece. Kolejnych około dziesięciu, jedenastu jest obecnie w zamówieniu.
P.K.: W ogóle jest ogromna dynamika. Rozmawialiśmy o tym, że powstaje bardzo dużo palarni.
T.L.: Bardzo dużo. Generalnie, zakładając sprzedaż na Polskę, przewidywaliśmy sprzedaż na poziomie siedmiu, może dziesięciu pieców rocznie. Szef mówił, że będzie super, jeżeli tyle sprzedamy. W tej chwili tylko w kraju sprzedajemy od trzydziestu do czterdziestu pieców rocznie.
G.G.: Akurat kilka lat temu fajnie trafiliśmy w Polsce na okres wysypu tych drobnych palarni.
T.L.: Dosyć duży boom był?
G.G.: Tak, dosyć duży boom. Na Zachodzie: Niemcy, Wielka Brytania, Francja – Francja nie, ona, podobnie jak Polska, też dopiero teraz – tam raczej sporo jest takich dużych palarni. Ale jeżeli chodzi o Polskę, to widzimy, że właśnie w fajny okres trafiliśmy.
T.L.: Tak, myślę, że fajny jest okres. Natomiast czego się baliśmy? Troszkę tego, że generalnie w Polsce, jak remontowaliśmy piece, praktycznie nie mieliśmy w ogóle rynku. Tych remontowanych pieców sprzedaliśmy dosłownie kilka sztuk, budowaliśmy więc rynek od początku od nowych urządzeń. Natomiast myślę, że to wsparcie, serwis i właściwa obsługa klienta spowodowały, że ten rynek bardzo szybko urósł i klienci do nas wracają, i to – z tego, co widzę – z przyjemnością.
K.K.: Mówi się, że w Polsce jest około trzystu palarni, prawda Paweł? Takie mieliśmy ostatnie informacje?
P.K.: Nie wiemy na pewno, ale tak w odcinkach powtarzamy, że jest około trzystu.
G.G.: Chyba tak jest. Też coś takiego słyszałem. Ale jest jeszcze duży potencjał, ponieważ na przykład nasi sąsiedzi – Niemcy – z tego, co my wiemy, to mają około dwóch tysięcy palarni. Dwa tysiące trzysta. A nasz kraj jest niedużo mniejszy.
T.L.: Powiem wam tak: wydaje mi się, że jest jednak troszeczkę więcej. Mam akurat spory kontakt z klientami i według mnie samych palarni w Polsce jest blisko czterystu, a klientów, których mam w bazie – powyżej tysiąca. Takich potencjalnych klientów, którzy pytają o urządzenia.
K.K.: Pytanie tylko, czy palarnią nazwiemy kawiarnię, która ma na przykład swój piec?
T.L.: Ciężko powiedzieć. Natomiast mówiąc o tym, że mam stu dwudziestu klientów, to mam na myśli klientów, wśród których tych, którzy mają piec tak mały, by nadawał się typowo do kawiarni, czyli SR3, jest zaledwie pięciu, sześciu. W większości więc są to jednak klienci, którzy palą i mają palarnię.
P.K.: SR3 – trzy kilo, tak?
T.L.: Tak, trzy kilo zasypu jednorazowego.
K.K.: Tylko musimy powiedzieć też, czy trzy kilo to jest zasyp rekomendowany czy maksymalny. Można wsypać mniej?
T.L.: Maksymalny. Można wsypać mniej.
G.G.: Można wsypać mniej, tak. I w większości klienci palą jednak mniej.
T.L.: Klienci palą przeważnie dwa i pół. Do trzech kilo to jest maksymalnie.
K.K.: Czyli do każdego pieca można oczywiście wsypać mniej kawy. Ostatnio na przykład ktoś nas poprosił o wypalenie jakiejś kawy specjalnie źle, ponieważ chciał na szkolenie taką bardzo ciemno wypaloną kawę w niewielkiej ilości, i wypaliliśmy tylko kilogram tej kawy. I też się dało.
G.G.: Dzisiaj właśnie rozmawiałem z klientem, który szuka pieca do takich próbek. Plantację ma w Brazylii i akurat szuka pieca na Słowenii. Na razie pali pięćset gram na naszym piecu na piątce. Jest w stanie tyle wypalać i mówi, że jest OK.
T.L.: To jest kwestia wyczucia urządzenia, przyzwyczajenia się do niego i nauczenia się go, jak ono reaguje. Problem jest taki, że przy bardzo małym zasypie i dużym piecu czujnik, który ma pokazywać de facto temperaturę kawy, będzie łapał też temperaturę krążącego w piecu powietrza obiegowego. Palenie więc w większym piecu małych ilości jest jak najbardziej możliwe, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że nie będzie dokładnie mierzona temperatura kawy. Należy ją po prostu wyczuć i nie patrzeć bezwzględnie na to, co pokazuje wskaźnik temperatury, tylko po prostu czuć to, co się dzieje w piecu.
K.K.: Czyli ponad sto dwadzieścia pieców w Polsce. Ale też tutaj na przykład stoi urządzenie, które będzie jechało do Szkocji. Czyli również sporo sprzedajecie za granicę?
G.G.: Tak, sporo. Powiem szczerze, ja akurat z Tomkiem zacząłem pracę tu w firmie na produkcji, a sprzedażą zajmuję się dopiero ostatnie dwa lata, tych wszystkich naszych klientów więc nie znam, ale tak około pięciuset może mamy ich za granicą.
K.K.: Czyli de facto więcej sprzedajecie za granicę?
G.G.: Więcej za granicę, rynek bowiem jest jednak duży.
T.L.: Tak, ale trzeba też patrzeć, że troszeczkę większa jest zagranica niż Polska.
G.G.: Teraz chcemy trochę bardziej otworzyć się na takie kierunki jak Stany Zjednoczone. Mamy tam kilka urządzeń, ale to jeszcze na razie tak raczkuje. Australia, gdzieś w tamtą stronę… Pojawiamy się w tym roku na targach w Arabii Saudyjskiej. Byliśmy w Anglii, we Francji. W przyszłym roku jedziemy do Nowego Jorku. Zobaczymy.
P.K.: Za nami rozpiska z planami na udział w targach?
G.G.: Tak. Właśnie teraz jest taki czas, żeby się otworzyć trochę na nowe.
K.K.: Emiraty, Paryż, Nowy Jork, Londyn.
G.G.: Tak, tak.
P.K.: W przyszłym roku Niemcy, Warszawa i Nowy Jork.
G.G.: Tak, Warszawa też oczywiście, ponieważ tu nie może nas zabraknąć.
P.K.: Macie, widzę, dużo wiedzy, jak wygląda ten rynek na całym świecie. Wspomniałeś, że Polska trochę przypomina Francję. Jakbyś scharakteryzował to, co się dzieje w naszym kraju, jeśli chodzi o rozwój palarni, w stosunku do tego, co obserwujesz na świecie?
G.G.: Patrząc pod kątem tego, co na świecie, to byliśmy ostatnio na targach we Francji. Jest tam bardzo dużo kawiarni, kawy są jednak palone gdzieś w dużych palarniach. I kiedyś nawet mieliśmy taki przypadek, że zawieźliśmy sześćdziesięciokilogramowe urządzenie do Francji i tam klient nam zaproponował, żebyśmy rozebrali taką dużą palarnię z probatem trzy tony na godzinę chyba. I właśnie w tym kierunku to wszystko idzie. Jednak ciężko jest wypalić taką kawę speciality w takim piecu, gdzie zasyp jest trzysta kilogramów – wy też trochę więcej możecie o tym powiedzieć. To nawet i koszty. I tak naprawdę tę lepszą kawę pali się w tych mniejszych piecach.
K.K.: Mnie się wydaje, że Francja jest takim klasycznym przykładem kraju śródziemnomorskiego, gdzie się pije dużo kawy, ale to są kawy właśnie z dużych firm, niedrogie, często jakieś mieszanki z robustą.
G.G.: Tak. I takie chyba nie najlepszej jakości.
K.K.: Kawy średniej jakości. Ale dużo się ich pali i dużo pije. A dla kaw speciality, czyli pewnie też dla was, jest to dzięki temu taki raczkujący rynek z dużym potencjałem.
G.G.: Tak, raczkujący. To nawet było widać po targach – akurat z kolegą wróciliśmy z nich trzy miesiące temu. Jeszcze trzy lata temu targi w Paryżu to była po prostu garstka ludzi. Potem z roku na rok było ich coraz więcej. Teraz już było tam chyba kilka tysięcy odwiedzających, tu może kolega by się bardziej wypowiedział. W okresie więc trzech lat wzrosło kilkanaście razy zainteresowanie tematem kawy. Wielka Brytania to, powiem szczerze, podobny rynek. Trochę może więcej tych kawiarni z mniejszymi urządzeniami, ale myślę, że też jeszcze jest czas, żeby się tam rozwinąć.
P.K.: Słowacja? Czechy?
G.G.: Słowacja, Czechy również. Chyba w Czechach – nie wiem, może w Niemczech, może w Czechach – tam jest największy nasz rynek, jeżeli chodzi o zagranicę. Czechy to jest mały kraj, ale bardzo dużo urządzeń tam mamy.
K.K.: Dla mnie najbardziej fascynujące to są jednak te azjatyckie kraje, gdzie sprzedajecie takie urocze trzykilowe piece. Tutaj parę takich stoi. One właśnie czekają na jakieś wyjazdy do Japonii czy do Malezji.
G.G.: Tak.
K.K.: To niesamowita historia, że w tych krajach się tak dużo tych małych pieców kupuje. Właściwie dlaczego?
G.G.: Bardzo fajnie nam się tam sprzedają. Powiem szczerze, że ogólnie widzimy, że najbardziej rozwija się sprzedaż z polecenia. I jeżeli na dany rynek pojadą choćby dwa urządzenia, zaraz za tym idzie większa sprzedaż. I tak kiedyś pojechało tam do Tajlandii jedno, potem drugie urządzenie. Teraz mamy przedstawiciela, który się tam zajmuje trochę sprzedażą. To jest firma będąca dystrybutorem zielonej kawy na Tajlandię. I bardzo dobrze tam idzie sprzedaż. Osobiście jeszcze nie byłem w Tajlandii, chociaż mieliśmy zaproszenie na targi – prawdopodobnie klient w grudniu się wystawi z naszymi urządzeniami, ale koledzy z firmy byli i tam po prostu na każdym rogu jest kawiarnia właśnie z małym piecykiem. Nasze też się zdarzają, ale tam bardzo dużo jest pieców chińskich, koreańskich. Podobnie było z Japonią. W sumie z tym krajem historia zaczęła się jakoś dwa lata temu, kiedy sprzedaliśmy tam pierwsze urządzenia. A w ostatnich dwóch miesiącach pojechało tam chyba osiem małych urządzeń i następne cztery są zamówione.
T.L.: Tak, dużo zamawiają.
P.K.: W Japonii to takie pięciokilowe, tak?
G.G.: Raczej trzykilogramowe, powiedzmy w osiemdziesięciu procentach takie piece. Raz na jakiś czas zdarza się piątka i tam większych urządzeń nie mamy.
K.K.: Żeby tę trójkę podłączyć, czego taka kawiarnia japońska czy polska potrzebuje? Rozumiem, że trzeba mieć podłączenie do prądu?
T.L.: Potrzebne są zasilanie dwieście trzydzieści wolt oraz gaz z butli bądź gaz ziemny – dla nas nie ma to większego znaczenia. Przy zamówieniu klient musi nam podać, na czym by chciał pracować; tak piec zostanie ustawiony. I potrzebne są, co najważniejsze, kominy, którymi odprowadzane będą spaliny. De facto należy mieć dwa kominy: do odprowadzenia ciepła z chaff, czyli spalin, i odprowadzenia ciepłego powietrza z chłodzenia kawy po paleniu. Instalacja trwa kilka godzin. Przyjeżdżamy do klienta, montujemy urządzenie, robimy szkolenie z jego obsługi, a później wspomagamy klienta telefonicznie w przypadku jakichś tam problemów. Ale problemów generalnie nie ma większych. To są rzeczy, które wychodzą w trakcie początkowej fazy uczenia się pracy na urządzeniu, nie da się wszystkiego bowiem powiedzieć na szkoleniu. Zazwyczaj to są niuanse. Jakiś tam wciśnięty grzyb, reset palnika.
K.K.: Wciśnięty grzyb, czyli taki czerwony przycisk bezpieczeństwa.
T.L.: Tak. Grzyb to jest przycisk bezpieczeństwa. Ostatnio właśnie miałem telefon od klienta. Dzwoni on i mówi: „Coś się stało. Popsuł się piec”. Ja mówię: „Proszę nacisnąć grzyb od składacza i to wszystko”. De facto usunięcie awarii trwało czterdzieści parę czy pięćdziesiąt sekund.
K.K.: Rozumiem, że klient z Japonii, który do swojej kawiarni kupuje trzykilowy piec, nie przyjeżdża do was, tylko wszystko się dzieje online’owo, prawda?
G.G.: Tam też tak fajnie trafiliśmy, że mamy jednego klienta, który również się zajmuje remontami używanych pieców. On nam więc bardzo dużo pomógł. I tam praktycznie z takimi błahostkami nie ma żadnego problemu.
T.L.: Generalnie urządzenia mamy zbudowane w sposób profesjonalny. Dokładamy też starań, by nie używać rzeczy czy elementów, które mogą się psuć. Staramy się po prostu budować urządzenia, które są dobrze skonstruowane, mało awaryjne albo w ogóle nieawaryjne. Natomiast nie możemy wykluczyć tego, że coś tam się nie zdarzy. Czasami bywa tak, że przychodzi od producenta partia silników i jeden z nich na przykład jest od nowości popsuty. Ale to są naprawdę skrajnie rzadkie sytuacje. Nie mamy raczej stresu związanego z tym, że piece są awaryjne, wadliwe. Nie stać nas też na to, żeby jeździć do klientów i je naprawiać. Każde urządzenie zostaje przetestowane przed wysyłką do klienta. W każdym jest wypalana kawa, wszystkie są sprawdzane.
K.K.: Właśnie przed chwilą piliśmy kawę wypaloną tak testowo w jednym z pieców.
T.L.: Tak, dokładnie. Mamy listę kontrolną, przez którą musi przejść każde urządzenie. Nie wysyłamy do klientów urządzeń niesprawdzonych, nieprzetestowanych. Zawsze jest więc urządzenie według listy sprawdzone i dopiero wtedy może wyjechać do klienta.
G.G.: A tak naprawdę bardzo często klienci sami testują urządzenia, ponieważ praktycznie dziewięćdziesiąt, osiemdziesiąt procent klientów przyjeżdża do nas przed kupnem pieca i wypala w nim kawę.
T.L.: Dużo klientów, jak przyjeżdża, testuje urządzenie. Albo przyjeżdża nowy klient, a piec stoi gotowy do wysyłki, ponieważ czekamy na coś tam jeszcze, bo przyszły jego właściciel na przykład kończy remontować pomieszczenie, nie wiem, przygotowuje kominy i tak dalej, to na tych urządzeniach też wypalamy kawę. Są to zarazem urządzenia pokazowe, na których nowi klienci, którzy przyjeżdżają obejrzeć piece, mogą wypalić kawę, przetestować je. Można do nas zajrzeć i śmiało sobie potestować takie urządzenia, posprawdzać, wypowiedzieć swoją opinię i tak dalej.
G.G.: Fajne to jest – tak się wtrącę – że każdy klient ma jednak swój pomysł na wypalanie tej kawy. Naprawdę. Przyjeżdża jeden, chce wypalać kawę w dziewięć minut. A za dwa dni przylatuje następny, który chce palić dwadzieścia parę. I ten chce mieć moc palnika przy piętnastu, czterdziestu kilowatach, a drugi – przy pięćdziesięciu. I my jesteśmy w stanie dostosować się do potrzeb klienta.
P.K.: Kim są w ogóle osoby, które rozważają uruchomienie takiego biznesu, i z czym się do was zwracają?
T.L.: Często nowymi klientami są ludzie, którzy szukają jakiegoś pomysłu na biznes. To są tacy świeży klienci. Dużo jest oczywiście osób, które świadomie podchodzą do danej inwestycji, ponieważ miały już styczność z kawą i są nastawione na konkretne rzeczy, przygotowane, wiedzą, co chcą kupić, czego się spodziewać i tak dalej. Natomiast jest część takich świeżych klientów, którzy mają czasami jakiś tam pomysł i parę złotych, w cudzysłowie oczywiście, to jest bowiem kilkadziesiąt tysięcy, na założenie takiego biznesu.
P.K.: To też trochę taki czas, ponieważ jest więcej tej uwolnionej gotówki. Przedsiębiorczość w Polskę.
T.L.: Tak, i dużo ludzi szuka jakiegoś pomysłu: czasami dla żony, żeby mogła sobie coś robić, czasami na hobby.
P.K.: Co oni powinni wiedzieć, podejmując właśnie takie kroki? Kiedy rozważają wejście w taki biznes?
T.L.: Co powinni wiedzieć? Przede wszystkim to, jakie są koszty związane z zakupem pieca i eksploatacją urządzenia. Wiąże się to na pewno z tym, że przychodząc do nas i mówiąc, że mają dziesięć czy dwadzieścia tysięcy, nie zbudują żadnego biznesu, ponieważ to nie jest ten rząd wielkości, który to umożliwi. Natomiast już kwota na przykład stu tysięcy wystarczy na otwarcie małej palarni kawy, a odpowiednie podejście – czyli dalsze inwestycje w postaci reklamy, rozwożenia próbek – pozwoli w jakiś sposób się rozwinąć.
K.K.: A trzeba coś oprócz pieca i oczywiście tej instalacji wentylacyjnej? To jest takie podchwytliwe pytanie. Ja znam odpowiedź, natomiast chciałbym, żebyście wy powiedzieli z waszej perspektywy, jak to jest. Czy ludzie kupują takiego „golasa”, czy zawsze dobierają do niego jakieś dodatkowe wyposażenie?
T.L.: I tutaj bardzo ważna sprawa: nie ma u nas dodatkowego wyposażenia. Generalnie piece, dane modele sprzedajemy w wersjach „wypasionych”, czyli urządzenie ma wszystko.
G.G.: Jest gotowe do wypalania.
T.L.: Tak, kompletne. Zawsze urządzenie jest z cyklonem.
K.K.: Cyklon to jest taki pojemnik, w którym zbiera się łuskę.
G.G.: Tak, dokładnie tak.
K.K.: Zwany …?
G.G.: Tak.
T.L.: I zawsze sprzedajemy urządzenia, które są kompletne. To znaczy, nie można sobie dokupić jakiejś tam opcji, ponieważ my jej nie oferujemy, ale dlatego, że wszystko, co potrzebne w danym urządzeniu, już jest. Jeżeli ktoś chce, może oczywiście wybrać kolor na życzenie. Możemy też zrobić logo klienta. W innych firmach trzeba dopłacić za lampkę, za montaż, za pakowanie i za coś tam jeszcze. U nas to wszystko jest w cenie. Dogadujemy ją z klientem i staramy się go nie naciągać na dodatkowe koszty. Chcemy, żeby wszystko było już w jednej cenie zakupu. Przyjeżdżamy, montujemy urządzenie, rozmawiamy dalej z klientem i służymy pomocą.
K.K.: Czyli de facto klient musi pomyśleć o tym, żeby mieć co w tym piecu palić i jak to później spakować?
T.L.: Tak. Mamy oczywiście namiary na firmy, które sprzedają kawę. Pomagamy klientowi. Przekazujemy te kontakty. Współpracujemy również z firmami, które robią szkolenia z palenia kawy. Takie kontakty też oczywiście przekazujemy. Klient ma możliwość odbycia tego typu szkolenia. W czym możemy, staramy się pomóc, natomiast nie sprzedamy za klienta kawy. To jest już w jego gestii i on musi się tym zająć.
K.K.: Na pewno też ci, którzy myślą o otwarciu palarni, muszą zdawać sobie sprawę z tego, że kawa jest po prostu droga. Z roku na rok coraz droższa.
T.L.: Tak, w tej chwili niestety jest dosyć droga.
G.G.: Tylko biorąc pod uwagę cenę zielonej kawy w stosunku do kawy takiej wypalonej, to i tak nam się wydaje, że klient jest w stanie się utrzymać.
K.K.: W momencie, kiedy ma ją gdzie sprzedać, to oczywiście. Pamiętam – taką mam dykteryjkę sprzed kilku lat, gdy jeszcze prowadziłem kawiarnię – zadzwoniła do nas pani, która kupiła sobie kilkunastokilowy piec do kawy, i powiedziała, że ona na razie się go uczy. I tak naprawdę ma tylko dwie kawy: z Brazylii i z Gwatemali. Wrzuca je do tego pieca i przepala, a ta kawa niezbyt jej wychodzi. I taka była trochę załamana tym wszystkim. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że wrzuca się do tego pieca kilkanaście kilo kawy, które kosztuje kilkaset złotych.
G.G.: Tak, a kawa nie zawsze wyjdzie.
T.L.: Dlatego też bardzo często, sprzedając urządzenie, sugeruję, żeby podejść do tematu w sposób profesjonalny i takie szkolenie z palenia kawy odbyć. A jeśli czasami dzwonią klienci, którzy mówią, że mają dziesięć, dwadzieścia tysięcy – oczywiście to są osoby takie dosyć młode, niedoświadczone – szczerze odradzam im zakup pieca. Jeżeli bowiem chcemy zrobić biznes i podejść do niego poważnie, to musimy jednak liczyć się z realnym wkładem finansowym, który pozwoli na stosowne zyski w odpowiednim czasie. Nie możemy też oczekiwać, że za tydzień już będziemy zarabiali. Na to potrzeba oczywiście czasu.
P.K.: Jest takie grono klientów (rozmawialiśmy o tym przed nagraniem), które po kilku latach – chyba nawet mówiliście, że po dwóch, trzech – pyta o większy piec.
G.G.: Tak, nawet i wcześniej.
P.K.: Co pokazuje, że od początku dobre poprowadzenie tego biznesu powoduje jego rozwój.
T.L.: Tak. W tej chwili mam w Polsce kilkudziesięciu klientów, którzy wymienili piece na większe bądź z którymi rozmawiam na ten temat. Ktoś, kto profesjonalnie podchodzi do biznesu, wkłada w to serce i odpowiednie środki finansowe, dosyć szybko jest w stanie się rozwinąć – po roku, dwóch latach bardzo dużo klientów pyta o większe urządzenia.
P.K.: W ogóle jest dość ciekawy wątek tej pułapki, takiego zamiaru kupna na początek małego pieca.
T.L.: Na dzień dzisiejszy ja na przykład odradzam zakup pieca zbyt małego. Dlaczego? Ponieważ po kilku miesiącach okazuje się, że musimy cały tydzień spędzać tylko i wyłącznie na paleniu. Nie mamy czasu na reklamę, na rozwożenie jakichś próbek do klientów, na to, żeby pakować, wysyłać i tak dalej. Tylko siedzimy przy piecu.
K.K.: Ja jeszcze ze swojej strony powiem, że nie mamy też czasu na czyszczenie tego pieca, na robienie cuppingów, czyli próbowanie tego, co już wypaliliśmy, na spotkania z klientami, tylko stoimy przy piecu i stoimy.
T.L.: Dokładnie.
P.K.: To jest taka pułapka, niestety.
G.G.: Tak, jest tak często. Mnie się trafiają tacy klienci, którzy mają z góry założone, że dwa dni palą.
T.L.: Tak. Teraz jest właśnie dużo takich świadomych klientów. Ktoś, kto już ten biznes skądś tam zna, palił na mniejszym piecu, wie, że nie należy kupować urządzenia zbyt małego, co komuś innemu na początku może się wydawać, że ktoś go próbuje naciągnąć. Natomiast po takiej świadomej rozmowie i wytłumaczeniu, na czym zakup większego pieca ma polegać, większość klientów zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że po roku koszt zatrudnienia pracownika jest większy niż zakup trochę większego pieca. A mamy urządzenia, które mamy. Daje nam to spory zapas.
G.G.: Z mojego punktu widzenia jest to też uzależnione od tego, gdzie tę kawę się sprzedaje. Jeżeli ktoś chce to robić głównie przez Internet, wydaje mi się, że to już większy piec wchodzi w grę. Przykładowo: byłem ostatnio we Francji i klient palił na trójce, ale tę kawę miał praktycznie sprzedawaną tylko w kawiarni. Tak więc taka trójka rzeczywiście była wystarczająca, ponieważ z jednego kilograma jesteśmy w stanie zrobić, nie wiem, osiemdziesiąt takich zaparzonych kaw. Ale jeżeli sprzedaż jest internetowa, to już wtedy trzeba mieć chyba większy piec.
P.K.: Trójka to już jest za mały piec, niestety.
K.K.: Ale też trójka jest po prostu fajnym, małym, kompaktowym urządzeniem, które można postawić na przykład na jakimś blacie i nie zajmie dużo miejsca.
G.G.: Tak, tak.
T.L.: Tak, dokładnie. To jest bardziej taka reklama.
K.K.: Dla piętnastki potrzebujemy de facto osobnego pomieszczenia albo kilkunastu kwadratowych metrów.
G.G.: Dokładnie tak.
T.L.: Trójka to jest może bardziej taki piec, żeby gdzieś tam go pokazać na barze i wypalić kawę raz na jakiś czas, by przyciągnąć klientów zapachem, tym, że mamy świeżo paloną kawę. Natomiast to według mnie jest piec zbyt mały do prowadzenia jakiegoś poważniejszego biznesu.
K.K.: Ale mam też takie przemyślenie. My zaczęliśmy od piątki i może to nie był głupi pomysł, ponieważ nawet jak się przejdzie po pewnym czasie na większy piec, to fajnie jest mieć taką piątkę jako zapas. Po pierwsze na czas, kiedy większy piec, nie wiem, będzie w serwisie czy coś trzeba będzie wymienić, gdyby się zepsuło. A po drugie są takie kawy, które chętnie palę właśnie po cztery kilo, dlatego że po prostu więcej nie potrzebuję. Ale są też kawy, które chciałbym palić na przykład w sześćdziesiątce. Mam więc wrażenie, że dobrze jest jednak mieć więcej niż jeden piec, na przykład dwa, a może nawet i trzy. To dobra opcja dla wypalania różnych kaw, jeśli ktoś ma pieniądze i miejsce. Wiadomo, są kawy typu jakieś podstawowe espresso, którego trzeba wypalić nawet setki kilogramów tygodniowo, a są droższe kawy przelewowe, których wystarczy kilka kilo.
T.L.: Dokładnie. Dużo klientów, kupując, decydując się na większe urządzenie, tak naprawdę mniejszy piec zostawia. I to jest piec właśnie pod kawy speciality bądź też taka rezerwa, która powoduje, że czujemy się bezpiecznie. Piec jest tylko urządzeniem, tak jak nowy samochód – może coś tam się popsuć, coś się zadziać.
K.K.: Może się zrobić pożar w kominie.
T.L.: Może się zrobić pożar, oczywiście, że się może.
G.G.: Też się zdarza.
T.L.: Są takie przypadki. Natomiast generalnie dosyć rzadko się zdarza, żeby piec się zapalił.
K.K.: Mówię bardziej o zapaleniu się na przykład sadzy w kominie.
G.G.: Tak, sadza też przez nieuwagę może się zapalić.
T.L.: Tak, sadza w kominie też może się zapalić. Ale raczej jest to spowodowane nieuwagą. Mówiąc uczciwie, to takich zdarzeń w Polsce miałem chyba trzy bądź cztery.
K.K.: Tak, to pewnie właśnie dzięki temu, że cyklon, czyli ten pojemnik na łuskę, jest osobno, a jeszcze dalej jest komin, sam więc piec jest bezpieczny, ponieważ jest oddalony od tego cyklonu kilka metrów.
T.L.: Wiadomo, może dojść do przekroczenia pewnych temperatur, a to spowodować zapłon kawy. Oczywiście sam piec jest zabezpieczony przed zbyt wysoką temperaturą. W tej chwili mamy zabezpieczenia programowe, elektryczne, które są certyfikowane. Dlatego ryzyko zapłonu jest naprawdę niewielkie, oczywiście przy pilnowaniu wypalania oraz zachowaniu pewnych środków ostrożności i czystości.
K.K.: Tak, w samym piecu tak. Ale myślę, że jakbym mógł w samym urządzeniu coś zmienić, to bym chciał w cyklonie mieć takie dziurki, do których byłaby podłączona rurka z wodą, żeby można było w razie czego nalać do cyklonu wody.
G.G.: Mamy takie coś przy większych piecach.
T.L.: Przy większych piecach, to znaczy przy SR60, stosujemy podawanie wody do cyklonu.
K.K.: Ja też bym coś takiego chciał. To jest fajne.
T.L.: Tak więc tutaj ryzyko zapalenia jest niewielkie.
G.G.: Ale to nie jest jakaś tam skomplikowana instalacja takiego czegoś.
T.L.: Nie, to nie jest skomplikowana instalacja. Natomiast przy małych piecach ryzyko pożaru jest też dosyć niewielkie. Oczywiście jeżeli klient miałby takie życzenie, możemy wykonać taką instalację przy każdym piecu. Generalnie u nas jest tak, że przy zamówieniu klient ma możliwość dokonania w piecu, w ramach rozsądku, jakichś tam zmian. Oczywiście nie chodzi o zmiany konstrukcyjne, tylko bardziej o jakieś takie niuanse lub ewentualnie o życzenia klienta, że coś chciałby mieć.
K.K.: Na przykład rączkę z trupią czaszką [śmiech]?
T.L.: Tak, na przykład może mieć coś takiego [śmiech].
P.K.: Trochę zwiedzaliśmy tutaj produkcję. Wspominaliście, że nie ma żadnych dodatków, ale przy jednym się zatrzymaliśmy. Co to było takiego?
T.L.: Mowa o urządzeniu do oczyszczania spalin, które faktycznie jest pewnym dodatkiem. Jeszcze kilka lat temu było dosyć rzadko spotykane i pytało o nie bardzo mało klientów. Natomiast dziś – z racji tego, że ekologia nas mocno goni – zapytania o to urządzenie są dosyć częste. Zwłaszcza gdy lokalizacja palarni czy mikropalarni jest w centrum miasta lub w miejscu o dużej zabudowie. Urządzenie działa na zasadzie dopalania spalin w wysokiej temperaturze. Minusem jest to, że zużywa dosyć spore ilości gazu. Ale generalnie jest to proste urządzenie.
K.K.: Rozumiem, że spaliny mniej pachną, tak?
T.L.: W zależności od temperatury możemy oczyścić spaliny do tego stopnia, że nie będziemy mieli ani zapachu, ani żadnego…
G.G.: …dymu.
T.L.: Ani dymu. Czyli spaliny de facto wyjdą czyste.
K.K.: Znam parę takich palarni, które właśnie borykają się z tego typu problemami. Słyszę od palaczy, że co pewien czas – jak na przykład niekorzystnie wieje wiatr – sąsiedzi z budynku obok skarżą się na zapachy.
T.L.: Niestety.
K.K.: To faktycznie takie urządzenie może być dla wielu rozwiązaniem.
T.L.: Tak, dokładnie. Pierwsze co, pytam klienta, jaka będzie lokalizacja palarni. Jeżeli chce on po prostu oszczędzać i nie generować większych kosztów, zawsze zalecam, żeby ta palarnia była w strefie takiej bardziej przemysłowej. Natomiast dla kogoś, kto ma już palarnię gdzieś w centrum, dopalacz spalin jest bardzo przydatny, powoduje bowiem, że nie ma tej uciążliwości dla obiektów, które znajdują się obok, dla sąsiadów.
P.K.: Myślę jeszcze o tej Francji. O tych takich miejscach, gdzie kawa jest wypalana lokalnie. O osobach, które prowadzą gastronomię. Mówiliśmy o tym, że taki trzykilogramowy piec służy do tego, żeby wypalić to, co pewnie trafi do młynka i czym poczęstuje się klientów. Kiedy w Polsce opłacałoby się właścicielowi gastronomii kupić własny piec po to, żeby samodzielnie produkować kawę?
T.L.: Możemy podpowiedzieć naszym klientom, czy to się opłaca, czy nie. Zakup pieca SR3 w takiej wersji, powiedzmy, bardziej zautomatyzowanej, z możliwością sterowania, z pełną regulacją spalin i obrotów bębna, w pełni regulowanym palnikiem, to jest koszt około pięćdziesięciu tysięcy netto. Przy sprzedaży kilkudziesięciu–stu kilo kawy może się więc zwrócić w takiej kawiarni, nie wiem, po roku, dwóch latach. Koszty eksploatacji pieca są dosyć niskie, dlatego że generalnie nie wymaga on wymiany jakichś tam elementów czy części, tylko smarowania. Koszt smaru to okolice dwustu złotych. Taki smar starcza – przy niezbyt ciężkiej i intensywnej pracy pieca – na około półtora roku do nawet dwóch lat.
K.K.: Chyba muszę zacząć więcej smarować.
T.L.: Chyba coś tam musiało być nie tak, że coś się działo [śmiech]. Tak więc generalnie koszty nie są duże. Jeśli chodzi o zużycie prądu, na trójce to jest niecały kilowat na godzinę, czyli w okolicach pięćdziesięciu, sześćdziesięciu groszy – nie wiem, jaka jest w tej chwili stawka za prąd. Zużycie gazu wynosi około kilograma na godzinę, jeżeli więc byśmy mieli gaz z butli, to jest mniej więcej pięć złotych. Czyli średnio, powiedzmy, w przypadku takiej trójki, jeżeli w godzinę nam wypali cztery wypały po dwanaście kilo, koszt gazu i prądu jest równy sześć złotych. Generalnie więc to są śmieszne koszty, jeżeli chodzi o pracę pieca. Wiadomo, że do tego jeszcze dochodzą zakup pieca oraz przygotowanie pomieszczenia czy kominów. To są oczywiście jakieś tam wydatki, które należy ponieść, ale są one jednorazowe. Później sama praca pieca jest stosunkowo tania.
G.G.: Wydaje mi się, że w Polsce bardzo dobra sprzedaż kawy jest chyba na stacjach benzynowych. Teraz też Żabki w tym kierunku poszły. Tam fajnie kawa schodzi.
K.K.: Według badań Polacy najwięcej kawy poza domem piją właśnie na stacjach benzynowych.
G.G.: Tak, tak.
K.K.: To jest numer jeden. Przed kawiarniami.
G.G.: A może taka kawiarnia z kawą na wynos to byłoby fajne?
K.K.: Nie wiem, czy połączenie dystrybutorów z paliwem i pieca z palnikiem [śmiech] byłoby najszczęśliwsze, ale może w innym pomieszczeniu?
G.G.: [śmiech]
K.K.: Być może mogliby go od razu podłączyć do tego LPG, co jest na stacji [śmiech].
G.G.: [śmiech]
T.L.: Oczywiście dałoby się, ale nie wiem, czy ktoś by dał na to zgodę.
P.K.: Jeszcze wracając do liczb, bo to ciekawe: trzykilowy piec kosztuje pięćdziesiąt tysięcy netto, a pięciokilowy ile?
T.L.: Pięciokilowy – w zależności od wersji. Ten piec występuje w dwóch wersjach. Pierwsza z nich to wersja manualna, która kosztuje siedemdziesiąt cztery tysiące – oczywiście to jest cena katalogowa. Na dzień dzisiejszy taki piec sprzedajemy w okolicach sześćdziesięciu sześciu tysięcy z montażem, z dostawą do klienta. To jest cena netto. Jest jeszcze wersja automatyczna: z panelem dotykowym, z możliwością zapisywania profili palenia na sterowniku, który znajduje się w piecu, z pneumatycznym wysypem kawy. Co ciekawe, pneumatyczny wysyp kawy na tak małym piecu występuje chyba tylko u nas. Inni producenci nie stosują tego typu rozwiązania. Koszt takiego pieca po rabacie wynosi w okolicach osiemdziesięciu tysięcy netto.
K.K.: A dlaczego w Artisanie są trzy wersje SR5?
T.L.: Była zmiana palnika, dlatego jest trzecia wersja.
G.G.: Tak, trochę się ustawienia pozmieniały.
T.L.: Ze względu na pewne ustawienia. A de facto piec SR5 występuje w dwóch wersjach. I to jest produkt, który najlepiej nam się tak naprawdę sprzedaje. Mamy dużo zadowolonych z tego urządzenia klientów, ale też wielu już przesiada się z tej piąteczki na większe piece. Zazwyczaj na piętnastkę, dwudziestkę piątkę. Troszeczkę rozwój powoduje, że ten piec staje się po roku do dwóch lat dosyć mały.
G.G.: Prawdopodobnie też do końca roku, może na początku następnego wyjdziemy z nowym produktem – sto dwudziestką.
T.L.: Tak.
G.G.: Idziemy w coraz większe piece, ponieważ takie jest zapotrzebowanie.
K.K.: Ale tutaj właśnie jest jednak pewien – mam wrażenie – limit tego, ile można wypalać w tradycyjnym piecu bębnowym. Do dwustu pięćdziesięciu, pięciuset kilogramów?
G.G.: Nawet i więcej.
K.K.: Widziałem chyba w jakimś olbrzymim Starbucksie gdzieś w Azji takiego potwora, który wyglądał, jakby miał dwa piętra. I to był piec bębnowy.
G.G.: Tak, są takie.
T.L.: Generalnie są duże piece.
G.G.: Mamy nawet tu we Francji taki piec, który prawdopodobnie weźmiemy do remontu. Zobaczymy jeszcze. Pali on półtorej tony kawy na godzinę.
K.K.: Przepraszam, ale jak go planujecie przewieźć? Takim specjalnym transportem, którym się wozi wiatraki?
G.G.: Tak, tym specjalnym [śmiech]. Dokładnie.
T.L.: Generalnie wcześniej sporo właśnie takich dużych pieców remontowaliśmy. To były zazwyczaj Probaty.
G.G.: Przy nich tak naprawdę największe doświadczenie zdobyliśmy. Było trochę małych pieców, ale potem były większe urządzenia.
T.L.: Bardzo dużo ich było.
G.G.: Z takich ciekawszych tematów: mieliśmy Wenezuelę, dwa takie piece, dwieście czterdzieści na wypał, tak więc to było około tony kawy na godzinę.
K.K.: Skąd te dziwne cyfry? Po prostu trzeba sobie wyobrazić, że worek kawy ma sześćdziesiąt kilo, stąd więc to dwieście czterdzieści, ponieważ się po prostu wsypuje cztery pełne worki.
T.L.: Jako jednorazowy wsyp. Tak, dokładnie. I taki piec może wypalić do tony kawy na godzinę. Czasami producenci podają na takim piecu, że do półtorej tony, ale to taki chwyt reklamowy, ponieważ liczą oni bardzo krótki czas palenia, czyli w okolicach ośmiu minut, a w rzeczywistości ciężko taki uzyskać. Zazwyczaj proces ten trwa od dziesięciu do piętnastu minut. To jest taki najczęściej stosowany czas palenia.
K.K.: Biorąc jeszcze pod uwagę moment na podgrzanie pieca i schłodzenie kawy, to tak do piętnastu, a nawet dwudziestu minut. To jest taki realny czas.
G.G.: Tak, tak.
T.L.: Tak, to jest realny czas palenia. Trzeba również pamiętać, że mamy też oczywiście ubytek na wadze, jeśli chodzi o kawę, i ten ubytek wynosi – w zależności od stopnia wypalenia – od szesnastu do nawet dwudziestu procent. Czasami klienci o tym nie wiedzą albo nie biorą tego pod uwagę, zakładając biznes.
K.K.: Tak. Jeszcze trzeba jedną rzecz wziąć pod uwagę: taki piec się dosyć długo nagrzewa. To nie jest tak, że się go włączy i dziesięć minut później można w nim palić.
T.L.: Takie przygotowanie urządzenia trwa około pół godziny. Wtedy mamy piec dobrze wygrzany oraz stabilny i możemy sobie śmiało w nim palić.
K.K.: My stosujemy metodę Scotta Rao – on każe wygrzewać piec czterdzieści minut.
T.L.: Ale myślę, że te pół godziny to jest takie typowe.
K.K.: Tak, to jest kwestia oczywiście metody. Każdy ma swoją.
T.L.: Oczywiście.
G.G.: Ale jednak jak się dłużej wygrzeje, to chyba te pierwsze wypały są już bardziej zbliżone do tych kolejnych?
K.K.: Metoda Scotta Rao zakłada, że piec jest od razu tak wygrzany, że pierwsze palenie będzie takie, jak każde następne. Jeżeli kiepsko się piec wygrzeje – za bardzo bądź za słabo, to może oczywiście nam to pierwsze palenie wyjść za szybkie lub za wolne.
T.L.: Tak, ale też dużo klientów, z którymi współpracuję, grzeje piec w okolicach piętnastu, dwudziestu minut i robi pierwsze palenie – oczywiście tych tańszych, gorszych kaw, dogrzewając urządzenie. Taka metoda jest też często stosowana. Nie zawsze czas pozwala na to, by dokładnie rozgrzać piec i mieć od razu stabilne urządzenie. Oczywiście nie zalecamy, jeżeli klient chce pracować w sposób automatyczny, odtwarzania profilu palenia bądź jego zapisywania przy pierwszym paleniu. Mówimy od razu, że na tym etapie jest to raczej trudne, a wynika to z tego, że piec musi być naprawdę długo rozgrzewany, żeby był bardzo stabilny.
K.K.: Właśnie, a Scott Rao powiedziałby, że jego metoda jest tak dobra, że już pierwsze palenie będzie idealne.
G.G.: Dokładnie [śmiech].
K.K.: Trzeba pamiętać też o tym, że jak już skończymy pracę, ten piec należy jeszcze schłodzić.
T.L.: Tak, trzeba go schłodzić.
K.K.: Należy więc wziąć pewnie pod uwagę w sumie godzinę na obydwie te czynności.
T.L.: Tak, około godziny trzeba odjąć z ośmiu godzin pracy urządzenia.
G.G.: Tylko akurat chłodzenie jest o tyle fajnie rozwiązane w naszym piecu, że jak się zamknie butlę z gazem, wyłączy palnik, to można urządzenie wyłączyć, zostawić i ono się samo na koniec wyłączy.
T.L.: Tak, po skończonej pracy piec sam się wyłączy.
G.G.: Jak osiągnie odpowiednią temperaturę.
T.L.: Oczywiście zostanie pod zasilaniem elektrycznym, ale nie trzeba go pilnować i się ładnie schłodzi.
G.G.: Trzeba wrócić do niego, ale przy schładzaniu nie trzeba go pilnować.
K.K.: Nie zdarzyło nam się zostawić pieca, który się sam schładzał. Jest taki moment, jednak irytujący, że on się schładza, wyłącza, po czym się znowu włącza, ponieważ musi się dochłodzić.
G.G.: Tak, teraz to trochę poprawiliśmy.
T.L.: To wynika z pewnych ustawień, które można zmienić.
G.G.: Tak, rzeczywiście w tych pierwszych piecach tak było.
T.L.: Były właśnie takie dosyć krótkie cykle, gdzie się piec wyłączał, włączał, wyłączał, włączał i wykonywał ileś tam, kilka do kilkunastu cykli, ponieważ bęben oddawał ciepło jeszcze mimo tego, że już się schłodził, a czujnik temperatury reagował na to i znowu załączał piec, by się mógł dalej chłodzić. Ale w tej chwili jest to troszeczkę zmienione. To są bardziej już takie niuanse, że tak powiem.
K.K.: Pijecie czasami kawę paloną przez waszych klientów na waszych piecach?
G.G.: Tak, tak.
T.L.: Tak, dostajemy od klientów takie próbki. Każdy chce się oczywiście pochwalić tym, co już potrafi. Często nam więc klienci przysyłają kawę.
G.G.: Niektórzy z nich mają ciekawe pomysły. Ostatnio jeden moczył zieloną kawę w whisky i też nam tę kawę wysłał. Piliśmy ją, ale – powiem szczerze – jej smak [śmiech] taki dziwny był trochę.
K.K.: To tak zwana kawa Barrel Aged. Jeżeli moczył, to nawet może nie…
G.G.: W beczkach, tak.
K.K.: Jest jeszcze taka opcja trzymania kawy w beczce po alkoholu, ale jak tę kawę moczył, to mogło to dać dużo mocniejszy smak, efekt.
G.G.: Tak, właśnie [śmiech]. Nikt w alkomat nie dmuchał po wypiciu tej kawy, ale chyba coś tam musiało zostać.a
P.K.: Przed nami folder Coffed Piła. Jak byście przedstawili firmę? Taki lokalny biznes z produktem na cały świat?
T.L.: Prawda jest taka, że chyba nawet szef, który jest założycielem tej firmy, nie spodziewał się, że tak to wszystko wyjdzie. Na początku bowiem był to biznes taki trochę garażowy. Zaczynaliśmy od drobnych remontów, gdzieś tam jakieś małe maszyny do pakowania się przewijały. Generalnie branża kawowa, natomiast to były takie niepoukładane zlepki, co się akurat trafiło. I tak po trochu, po trochu, coraz więcej tego było. Powoli zaczęliśmy być znani wśród firm. Troszeczkę też kontaktów nawiązaliśmy i dosyć dużo zaczęliśmy przywozić używanych pieców z Niemiec. Po kilku jednak latach, gdy się okazało, że tych urządzeń już sporo wyremontowaliśmy, troszeczkę ten rynek nam się popsuł pod względem cenowym. Ceny używanych urządzeń były niestety bardzo wysokie, a ich dostępność bardzo mała. Szef więc szukał jakiegoś pomysłu, co dalej. I wtedy zrodziła się koncepcja zbudowania własnych urządzeń. Dzięki temu tak naprawdę powstaliśmy od nowa. Tak, to jest dosłownie nowa firma z nowymi urządzeniami, tylko z latami doświadczeń zdobytych przy budowie starych maszyn.
G.G.: Tutaj mamy też bardzo ciekawy piecyk. To jest taki jeden z pierwszych pieców. Dziś ma około stu trzydziestu lat. Jest opalany węglem. Taki w sumie zabytek. Jeden jest u nas, tu stoi, drugi – gdzieś w Berlinie, w muzeum.
K.K.: To jest taka żeliwna koza, która w środku ma napędzaną korbą metalową kulę. Jest też więc sterowanie szybkością obrotów bębna.
G.G.: [śmiech wszystkich]
K.K.: Nie wiem, czy da się podłączyć laptopa do tego.
T.L.: Raczej Artisana będzie ciężko podłączyć.
G.G.: A to też był właśnie piec gdzieś tam znaleziony u jakiegoś klienta przez szefa podczas szukania tych używanych urządzeń do remontów. Ktoś nawet nieświadomie chyba go sprzedał. Nie wiedział, że to jest taki zabytek.
P.K.: Dobry rok za wami?
T.L.: Generalnie tak – mimo pandemii, zawirowań na rynku w przemyśle, jakichś tam problemów z dostępnością części, co dotyka chyba dzisiaj każdej branży i jest bardzo problematyczne. Z tego powodu musieliśmy też reagować u siebie w urządzeniach. Były braki monitorów czy ekranów dotykowych, sterowników. Ceny dosłownie szalały. Raz rosły, raz się stabilizowały. Mimo tego wszystkiego rok dwa tysiące dwudziesty pierwszy jest już w tej chwili na pewno jednym z najlepszych, jeśli chodzi o sprzedaż, a jeszcze się nie zakończył. W Polsce na dzień dzisiejszy mamy wzrost sprzedaży gdzieś na poziomie co najmniej trzydziestu procent. Jeżeli chodzi o zagranicę, może Grzegorz?
G.G.: Też jest coś koło tego, około trzydzieści procent.
T.L.: Ale też rok ten jest dużo lepszy niż poprzedni, który znowu był też znacznie lepszy od wcześniejszych lat.
G.G.: Tak, z roku na rok jest lepiej.
T.L.: Tutaj działa też na naszą korzyść trochę poczta pantoflowa. Myślę, że liczba klientów, których mamy na każdym z rynków – na polskim ich jest naprawdę sporo, ale też dobra opinia i to, że klienci są zadowoleni z odpowiedniej, profesjonalnej obsługi, to wszystko powoduje, że klienci sami do nas wracają. Nie muszę dzisiaj dzwonić po ludziach i ich namawiać, nagabywać. Oni sami świadomie przychodzą do nas. Często są to właśnie klienci z polecenia, którzy widzieli u kogoś piec, urządzenie, wiedzą, jak wygląda jego obsługa, wsparcie techniczne, serwis. Oni po prostu chcą kupić nasz produkt.
K.K.: Pamiętam, jak rok temu przyleciał do nas do palarni do Warszawy człowiek chyba z Bośni. Przyleciał on rano specjalnie po to, żeby zobaczyć nasz piec i popatrzeć, jak palimy kawę, a po południu wracał do domu. Wybrał się po prostu na wycieczkę do Warszawy, żeby obejrzeć urządzenie, ponieważ się zastanawiał właśnie nad jego kupnem.
T.L.: Często jest tak, że klientów, którzy mają do Piły dosyć daleko – są na przykład gdzieś z południa Polski, umawiamy u innych naszych klientów, u których mogą sobie zobaczyć piece. Oczywiście nie wszyscy chcą zdradzać swoje tajemnice. Nie każdy ma chęć na to, żeby pokazywać urządzenie u siebie. Natomiast akurat branża kawowa jest raczej branżą taką bardzo pozytywną, osób, które starają się współpracować, współgrać ze sobą, nie robić sobie konkurencji. Raczej to jest taka branża, gdzie żyje się z ludźmi dobrze, łatwo się współpracuje, jest fajny klimat, można normalnie rozmawiać. Nikt nie szuka tu konfliktów ani nie zadziera z nikim, tylko to jest raczej współpraca. Tak przynajmniej ja widzę to ze swojej strony.
K.K.: Czyli jeżeli myślicie o kupnie pieca do palenia kawy, to znajdziecie już wiele Coffedów pracujących w Polsce, niekoniecznie więc trzeba przyjeżdżać do Piły, żeby obejrzeć je w akcji.
T.L.: Niekoniecznie, tak. Możemy umówić klienta w jakimkolwiek miejscu w Polsce.
K.K.: Oj, nie rozpędzaj się [śmiech]. Ktoś będzie chciał spróbować tego w takim miejscu, gdzie jeszcze nie macie żadnego klienta, i co wtedy?
G.G.: [śmiech] Ale w większości regionów już mamy.
T.L.: Nawet chyba kiedyś miałem taką mapkę przygotowaną, ale przyrost był tak szybki, że za dużo trzeba było w niej tam ciągle uzupełniać, dałem sobie więc z tym spokój. Generalnie praktycznie w każdym miejscu w Polsce mamy urządzenie. Oczywiście im większe miasto czy region, tym pieców jest więcej. Ale to wynika z tego, że ludzi też jest w danym miejscu więcej.
G.G.: Różnie klienci też podchodzą do tego pokazywania pieców. Były takie przypadki, że pojawiała się jednak konkurencja. Jeżeli ktoś z tego samego miasta idzie obejrzeć piec, to nie zawsze jest chętnie przyjmowany.
T.L.: Tak, nie zawsze. Zdarzają się takie przypadki, że niechętnie.
G.G.: Ale ogólnie nasi klienci raczej pozytywnie reagują. A jeżeli chodzi o osoby z zagranicy, które przylatują, to na pewno nie ma problemu.
T.L.: Z zagranicy to tym bardziej, ponieważ wtedy już człowiek jest taki spokojniejszy, że to nie jest konkurencja.
G.G.: Spokojniejszy, dlatego że to nie jest tu w Polsce żadna konkurencja.
P.K.: Jak ktoś w Warszawie zechce obejrzeć, to pozwolisz? Zaprosisz?
T.L.: Oczywiście [śmiech].
K.K.: Tak, mieliśmy już paru gości, którzy oglądali piec.
G.G.: W zeszłym roku byłem z chłopakiem z Izraela, też piątkę właśnie chciał.
T.L.: Konrad reaguje bardzo pozytywnie. Dziękujemy za to, ponieważ to naprawdę czasami pomaga. Oczywiście możemy mówić o tym, że nasz produkt jest najlepszy, najpiękniejszy, najfajniej działa, ale taka prawdziwa opinia to jest opinia klienta, który pracuje na danym urządzeniu. Dlatego jeżeli ktoś nowy do nas przychodzi i pyta o urządzenie, to bardzo często podaję mu kontakty do klientów, którzy mają już piec. Myślę, że ich opinia jest najuczciwsza i najlepsza.
K.K.: Dokładnie. Znamy też parę takich osób, które mają na przykład piece różnych firm i też mogą fajnie o nich opowiedzieć i je porównać.
T.L.: Oczywiście, że tak. My tu też nigdy nikogo nie namawiamy. To tak jak z zakupem samochodów: każda marka się sprzedaje. Tak samo marki pieców są różne, a jedni klienci mają troszeczkę większe zasoby finansowe i pozwolą sobie na urządzenia drogie czy bardzo drogie, inni – mniejsze. My jesteśmy mniej więcej w tej średniej półce cenowej, natomiast pod względem tego, co mamy w naszym urządzeniu, to są rzeczy, które oferują marki raczej tej wyższej klasy. Wiadomo, można kupić coś taniego – głównie są to piece produkcji tureckiej. Większość ludzi też uczyła się na tanich urządzeniach i zaczynała od nich. I nic im nie brakuje. Natomiast generalnie dużo osób też patrzy na to, żeby mieć pod ręką serwis, jakieś wsparcie techniczne, dlatego wybiera nasz produkt. Wielu klientów chce też promować czy wspierać polską gospodarkę i z tego względu wybiera nasze urządzenia.
P.K.: Podobnie jak my – zawsze zapraszamy do wyboru kaw z polskich lokalnych palarni.
K.K.: To prawda. Gdybyśmy jednak chcieli być tacy super polscy, to musielibyśmy – jak ten piec żeliwny – palić kawy zbożowe.
G.G.: [śmiech]
P.K.: To co, dziękujemy. Coś jeszcze powinniśmy dodać, Konrad?
K.K.: Nie wiem, zaczęło się ciemno robić za oknem [śmiech]. Tak siedzimy i siedzimy.
G.G.: Taki ten czas, nie?
P.K.: Jesteśmy przy trasie, tak że w rozmowie czasami było słychać przejeżdżające auta.
K.K.: Ciężarówy tylko, nie?
G.G.: O właśnie przejechała.
K.K.: Bardzo wam dziękujemy za poświęcony nam czas.
G.G.: My również dziękujemy.
T.L.: Dziękujemy i zapraszamy. Wydaje się nam, że spełniamy oczekiwania klientów. Jeżeli tak nie jest, to zachęcamy do tego, żeby informować nas o tym, byśmy nasz produkt ulepszali, poprawiali i żeby to było naprawdę urządzenie wysokiej jakości, głównie dzięki temu, co mówią klienci, a nie tylko nasz wymysł. Jest to urządzenie, które ma spełniać oczekiwania przede wszystkim klientów, więc zapraszamy.
K.K.: A poza tym tutaj w siedzibie Coffeda w Pile można zjeść bardzo dobre śliwki w czekoladzie.
G.G.: [śmiech]
T.L.: Super, bo też polskie.
K.K.: I obejrzeć piece.
P.K.: Mamy na pewno wielu słuchaczy, którzy głównie parzą kawę, a my widzimy, jak bywamy w różnych palarniach, właśnie przy okazji nagrywania podcastów, że te kawy są często wypalane na waszych piecach.
G.G.: Fajną przygodę mieliśmy, ponieważ w reklamie Orlenu były nasze urządzenia.
T.L.: Tak, w zasadzie nagrywaliśmy już dwie reklamy z udziałem naszych urządzeń. W Warszawie w Małej Warszawie właśnie nagrywaliśmy. Bardzo fajna przygoda. Pozytywni ludzie.
G.G.: Jedna miała fajny temat, ponieważ to była reklama – banku chyba – o inwestowaniu. I akurat tą firmą, w którą warto było zainwestować, była palarnia.
T.L.: Tak, to właśnie była reklama banku. A drugą była reklama dla Orlenu.
G.G.: I do teraz, Tomek, nawet na tych ładniejszych Orlenach, tych nowszych, lecą te reklamy na bieżąco. Ostatnio chyba widziałem, jak jechaliśmy na delegację.
T.L.: Acha, są?
G.G.: W telewizji już dawno jej nie widziałem, ale na Orlenach na pewno można ją zobaczyć.
T.L.: W telewizji dawno nas nie było, ponieważ to już jakiś czas temu było. Ale generalnie bardzo fajni ludzie, super przygoda takie nagrywanie reklamy.
P.K.: My trzymamy rękę na pulsie i staramy się zajrzeć do wszystkich miejsc, gdzie można pić kawę i ją kupić. I myślimy też o tym, żeby zająć się kawą na stacjach benzynowych. Tak więc może w przyszłości opowiemy, jak tam kawa smakuje. Konrad rozwija cukierka.
K.K.: Jest śliwka w czekoladzie.
T.L.: Dzięki. Do usłyszenia. Wszystkiego dobrego.
G.G.: Dzięki.
K.K.: Dzięki.
P.K.: Dziękujemy za uwagę. Zaglądajcie na stronę podcastokawie.pl, na nasz Instagram i Facebook.
P.K.: Jeśli pracujecie w palarni i macie też piec Coffeda, dajcie znać. Wrzucimy zdjęcie. Zapytamy, jak bardzo jesteście zadowoleni i czy jesteście wśród tych klientów, którzy zaczynali od piątki, a później dopytywali o piętnastkę…
K.K.: …a teraz czekają na sto dwudziestkę.
P.K.: Tego życzymy.
K.K.: To jest niesamowite.
P.K.: Niesamowity jest rozwój tej branży. Trzymamy kciuki za wszystkich.
K.K.: Tak jest. Trzymajcie się ciepło.
Posłuchaj również:
Byłbym bardziej radykalny – palarnia Czarna Fala, Konrad Konstantynowicz